Adam Pawłowski – blog historyczny

2 kwietnia 2015
Kategorie: Bez kategorii

Kanibalizm nad Wisłą, cz. 3

Opublikowano: 02.04.2015, 9:20

Kanibalizm

Nawiązując do ostatniego wpisu o Kanibalizmie nad Wisłą, cz. 2, (link do tego wpisu:  [http://pawlowskiap.historia.org.pl/2015/03/09/kanibalizm-nad-wisla-cz-2/]), a konkretnie do ostatnich zdań tegoż tekstu o reakcji ludzi na ludożerstwo zależnej od znalezienia się w sytuacji głodu, koniecznym jest uczynienie przez mnie pewnej dygresji. Dotyczyć ona będzie artykułu publicysty, dramatopisarza Włodzimierza Perzyńskiego, redaktora poczytnych czasopism tj. „Tygodnik Ilustrowany”, „Świat”, „Rzeczpospolita”, który pisał w okresie, gdy Polska znajdowała się pod zaborami, następnie odzyskiwała niepodległość, a w końcu stabilizowała się w latach 20. XX wieku. We wspomnianym tekście zatytułowanym „Reforma kuchni”, opublikowanym w „Tygodniku Ilustrowanym”, nr 13, s. 152, Perzyński zaprezentował niezwykle śmiały plan rewolucji kuchennej, a raczej powrotu do „starego niepotrzebnie zatraconego – jego zdaniem – obyczaju”, czyli … ludożerstwa.

 

Rok 1918, 30 marca, powoli I wojna światowa zbliżała się ku końcowi. W dalszym ciągu nie wiadomo było co z Polską, czy powstanie samodzielnie, czy jednak ponownie wszystko zostanie ustalone na spotkaniach przedstawicieli państw zaborczych lub szerszego grona mocarstw. Część Polaków stara się zbrojnie walczyć o wolną Polskę nad Wisłą, inni natomiast za granicą zabiegali o poparcie państw alianckich (Anglii, Francji, USA) dla inicjatywy odtworzenia wolnej Rzeczypospolitej. Tego właśnie dnia ukazał się tekst Włodzimierza Perzyńskiego, którego badaczka Instytutu Filologii Polskiej Wydziału Filologiczno-Humanistycznego Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie, pani Grażyna Pietruszewska-Kobiela, określiła jako znanego publicystę o wnikliwych obserwacjach związanych z życiem społecznym i obyczajowym. Dodawała ona również, iż Perzyński „nie znał tematycznych ograniczeń, podejmował każdy problem”, co według dzisiejszych standardów należałoby określić jako pisanie o sprawach, tematach niezwykle kontrowersyjnych, które miały szokować opinie publiczną. Czy te obserwacje istotnie były takie wnikliwe jak to podała pani Pietruszewska-Kobiela? Zastanówmy się więc …

Swoją drogą, tak na marginesie jeszcze, niezwykle frapującym jest jak odeprano ten artkuł nie tylko na ziemiach polskich, ale przede wszystkim za granicą, zwłaszcza na Zachodzie. Czy przypadkiem nikt nie pomyślał sobie w koalicji alianckiej wymierzonej w państwa centralne, że gdy Polska odzyska niepodległość, to zapanują tu dzikie zwyczaje spożywania ludziny, ścierania na proszek zmarłych, w celach smakowych, „nowej kuchni” pomysłów Perzyńskiego. Po jego lekturze można było odebrać takie wrażenie, a wnikliwi obserwatorzy życia politycznego Europy i świata mogli nawet pomyśleć, iż szczęście, że są ci zaborcy, gdyż powstrzymają oni Polaków przed „nową kuchnią”. Dość jednak tych górnolotnych myśli, powróćmy do bardziej przyziemnych kwestii, czyli co tak naprawdę wyraził Perzyński w swoim artykule, jakie myśli zaprezentował na łamach „Tygodnika Ilustrowanego”.

Tekst „Reforma kuchni” z pewnością zszokował czytelników, bowiem autor daje w nim wręcz dowody fascynacji ludożerstwem. Antropofagia jest w nim przedstawiona jako cudowny sposób załatwienia kwestii żywnościowej, jej łatwe i szybkie rozwiązanie. Nie tylko nazywa on kanibalizm jako przesąd przestarzały i zbyteczny, ale wręcz zachęca do ludożerstwa! Polak w 1918 roku na łamach prasy polskiej, w ślad za francuskim fizjologiem, nazwiskiem de Varigny, namawia do spożywania mięsa ludzkiego, do przekroczenia tabu jakim jest dla ludności nie tylko cywilizowanego Zachodu, ale nawet szerzej całej Europu, kanibalizm! Wprost stawia pytanie, „czemuż w takim razie nie zreformować również i na podzwrotnikową modłę kuchni?”. Powołuje się przy tym na badania francuskiego fizjologa dotyczące żab. Te z nich, które były odżywiane mięsem innych zielonych rechoczących kuzynek najszybciej przybierały na masie i czuły się lepiej niż pozostałe żywione cielęciną czy baraniną. Pytanie tylko na ile badania na żabach można zastosować wobec ludzi. Zdaniem Perzyńskiego wnioski francuskiego fizjologa można by stosować w przywracaniu nadwątlonych, wyjątkowo wyeksploatowanych jednostek. Do sił miałyby one najszybciej powracać właśnie sięgając po mięso ludzkie! Człowiek żywiący się innym człowiekiem miałby szybko powrócić do zdrowia?! Niebywale pomysły miał redaktor Perzyński jak na początek XX wieku.

Zachwalając kanibalizm Perzyński podawał całkowicie błędne poglądy, iż zjawisko to zostało „wytępione” na świecie nie tak dawno. Słusznie stwierdzał, że jeszcze w XIX wieku powszechnie występowało w regionie Pacyfiku na wyspach m.in. Fidżi, Melanezji, czy Nowej Zelandii, a Europejczycy z racji występowania ludożerstwa uważali mieszkańców tych obszarów za dzikich i niecywilizowanych. Zmiana tego stanowiska miała nastąpić – jego zdaniem – w XX wieku, a pisał te słowa zaledwie w 1918 roku. Nie prawdą jest natomiast wytępienie zjawiska antropofagii w różnych egzotycznych częściach świata, bowiem nawet dziś podejrzewa się niektóre dzikie plemiona o trwanie w dawnym zwyczaju zjadania ludzi, a jeszcze 20-30 lat temu byliśmy tego pewni. Czasy się jednak zmieniły i dziś nawet tubylcy egzotycznych części świata, większość z nich, zachowują się jak typowi mieszkańcy szeroko rozumianego Zachodu, a przynajmniej dysponują takimi jak my ubraniami, smartfonami czy samochodami.

Perzyński zapewniał, iż przywrócenie tego procederu kanibalskiego w żadnym wypadku nie wpłynie negatywnie na charakter ludzki. Dawniej bowiem antropofagia nie oddziaływała negatywnie na ludzi pod względem ich stosunku do bliźnich. Jeśli już ich zjadali, to nie wkładali w ten akt nienawiści, odbywało się to w sposób „normalny”. Ową „normalność” przyrównywał redaktor do stosunku, gdy chłop francuski zabijał świnie. Szkoda tylko, iż nie zauważył on, że człowiek to nie świnia. Być może pokusiłby się wtedy o bardzie subtelne porównania.

Analizując artykuł „Reforma kuchni” śmiało można Perzyńskiego określić mianem pioniera promowania współczesnego kanibalizmu. Należałoby do niego zaliczyć np. jedzenie przez matki łożyska swojego noworodka jako cennego źródła witamin lub umawiania się na konsumpcję jak np. Internet. Wprawdzie nie ma takiego podziału na ludożerstwo, powiedzmy dawne i współczesne, ale może warto byłoby się nad tym pochylić w przyszłości i je wyodrębnić.

Perzyński z jednej strony zachwalał kanibalizm współczesny, z drugiej natomiast negatywnie oceniał ludożerstwo ludności Oceanii. Uważał bowiem ich antropofagię za barbarzyńską. Jego zdaniem mieszkańcom zależało jedynie na tym, aby było „dużo i tłusto”. Tymczasem nowy kanibalizm powinien być stosowany – według redaktora – z całym wyrafinowaniem. Wobec tego ludzie powinni przezwyciężyć przesądy, dzięki temu nowe ludożerstwo wpłynie przy okazji na szereg dodatkowych zagadnień związanych np. ze smakiem mózgu inteligenta, czy jego odpowiednim zamarynowaniem. Perzyńskiemu chodziło ni mniej ni więcej tylko o to, aby ludzie doceniali czy traktowali  mięso ludzkie tak jak współcześnie traktuje się każde inne pożywienie. Dla kiełbasy mamy kilkadziesiąt, jeśli nie więcej rodzajów, więc i mięs ludzkie powinniśmy kojarzyć jako mięso inteligenta, zwykłego nie wykształconego człowieka, tubylca, białego, czarnego lub czerwonego człowieka, dziecka, kobiety … itp. Tego typu rozterki miał na kilka miesięcy przed ogłoszeniem niepodległości Polski redaktor „Tygodnika Ilustrowanego” Włodzimierz Perzyński. Rozumiał, iż brak odpowiedniego prekursora zmian nie przekona ludzi do przekroczenia tabu jakim było ludożerstwo, stąd pozytywnie oceniał powstanie bolszewickiej Rosji. Według niego był to właściwy kraj, który „zdobył się na odwagę zerwania z wszelkimi przesądami”. Ciekawy wybór inicjatora zmian nieprawdaż, biorąc pod uwagę klęski głodu jakie targały Rosją bolszewicką i liczne przypadki kanibalizmu. Podejście Perzyńskiego do ludożerstwa właściwie potwierdza postawiony przez mnie wniosek w poprzednim wpisie Kanibalizmu nad Wisłą, cz. 2, iż tym bardziej negatywnie oceniają kanibalizm ci, którzy nigdy nie doświadczyli głodu, a zwłaszcza los nie zmusił ich do sięgnięcia po ciało ludzkie. Ci natomiast, którzy mieli nieszczęście doświadczyć nie tylko skrajnego głodu, ale nawet ratować się przed nim konsumując ludzinę, mieli bardziej wyrozumiałe podejście. Oczywiście zdarzały się odstępstwa od tej reguły i nieraz w historii pojawiały się osoby, które były zafascynowane ciałem ludzkim, jego „wartością odżywczą”, snuły rozważania na temat możliwego wykorzystania mięsa ludzi do różnych celów. Były to jednak osoby chore, szalone lub mające na celu szokować, w świadomy lub nieświadomy sposób, opinię publiczną, chociaż naprawdę nie wiedziały czym ludożerstwo jest.

Komentarze

  1. minecraft.net pisze:

    I am truly thankful to the owner of this site who has shared this fantastic piece of writing at at this place.

Odpowiedz na „minecraft.netAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.