Adam Pawłowski – blog historyczny

24 listopada 2015
Kategorie: Bez kategorii

Meloman na polskim tronie, czyli gusta i zwyczaje Władysława IV

Opublikowano: 24.11.2015, 0:07

wladyslaw-4-bp

Panowanie Władysława IV Wazy było ciągłym pasmem porażek i król ten w pełni nie wykorzystał swojego potencjału, ani umiejętności. Głównie niepowodzenia dotyczyły włączenia Rzeczypospolitej w różne konflikty toczące się w sąsiedztwie polsko-litewskich granic lub zainicjowania działań zbrojnych (wojna trzydziestoletnia w Niemczech, wojna z Rosją o ziemie na wschodzie, usunięcie zagrożenia tatarskiego na Krymie lub wielka koalicja antyturecka). Obok tego rodzaju działalności królewskiej równolegle drugi władca z dynastii Wazów na tronie polsko-litewskim prowadził niezwykle aktywny tryb życia w innych sferach, przede wszystkim sferze kulturalnej czy miłosnej. Rzutowały na to nietypowe gusta i zwyczaje Władysława IV Wazy, które w pewnych aspektach różniły go od innych władców naszego państwa, a w innych całkowicie z nimi utożsamiały.

Zwykło się często mawiać o młodych mężczyznach „jaki ojciec, taki syn”. W przypadku Władysława aż nazbyt się to potwierdza. Doskonale widać wiele cech w charakterze młodego króla odziedziczonych po ojcu Zygmuncie III Wazie, wprost przeciwnie natomiast do swojego przyrodniego brata, późniejszego władcy Rzeczypospolitej Jana Kazimierza. Mianowicie, po pierwsze, Władysław po ojcu odziedziczył sumienność do pracy na forum parlamentu. Pod tym względem był odpowiedzialny i niezwykle obowiązkowy, co przekładało się zawsze na jego obecność w ławach parlamentarnych, czy sądach sejmowych. Posiedzeń nie zwykł opuszczać pomimo, iż był bardzo słabego zdrowia. „Zdechlak” śmiało można by o nim rzec wymieniając ilość przypadłości, jakie trapiły go przez cały okres panowania. Jego chorowitość niekiedy przeszkadzała mu na tyle mocno, że nie był w stanie wypełniać obowiązków monarszych. Np. zdarzało się, że nie mógł chodzić, wnoszono go wtedy na salę w lektyce, sadzano na krześle i dopiero w ten sposób brał udział w obradach.

Podobnie, jak ojciec, nie tylko sumiennie podchodził do uczestnictwa w obradach parlamentarnych, ale w ogóle do pracy na rzecz kraju. Nuncjusz apostolski Visconti donosił o nim, iż „sam czyta wszystkie ważniejsze pisma odnoszące się do spraw państwowych i z nadzwyczajną łatwością na nie odpisuje. Jest do zastanowienia, z jak niewypowiedzianą łatwością przechodzi od spoczynku do ruchu, od rozrywki do pracy. W każdej chwili gotów jest siąść do roboty, nawet w godzinach, które inni na odpoczynek przeznaczają”.

Po ojcu Zygmuncie III Władysław odziedziczył także „pociąg do spódniczek”. Już od młodych lat dawał dowody swojego zainteresowania płcią piękną. Nie przełożyło się to jednak na chęć zawarcia małżeństwa. Wprost przeciwnie, król długo zwlekał z zawarciem stałego związku przebierając w kandydatkach do jego ręki. Wstępując na tron nie był już pierwszej młodości, miał bowiem 37 lat (był to rok 1633). Do ślubu dojrzał natomiast dopiero w wieku 42 lat, biorąc sobie za żonę arcyksiężniczkę Cecylię Renatę z domu Habsburg, która była młodsza od swojego wybranka o 16 wiosen !  Zanim jednak poślubił Habsburżankę swatano go wcześniej kilkukrotnie. Najpierw z hiszpańską infantką Marią Anną, następnie z Elżbietą, córką króla Anglii i Szkocji Jakubem I Stuartem, potem były księżniczki lotaryńska czy sabaudzka oraz elektorówna Elżbieta, córka elektora Palatynatu, Fryderyka V, znanego z wojny trzydziestoletniej jako „Zimowy król”, a nawet w pewnym momencie dla zdobycia tronu Szwecji zrodził się pomysł poślubienia Marii Eleonory, wdowy po kuzynie Gustawie Adolfie, córki elektora brandenburskiego (choć może akurat dobrze się stało, że do tego małżeństwa nie doszło, ponieważ Maria Eleonora po śmierci „Lwa Północy” całkowicie ześwirowała i przez kilka lat żyła w obecności zwłok zmarłego męża, którego nie chciała pochować). Wszystkie te próby wyswatania Władysława były podejmowane już od początku lat 20. XVII wieku. Król prawdziwą miłość znalazł jednak dopiero w 1634 roku we Lwowie, gdzie na jego cześć mieszczanie organizowali uroczystości z okazji koronacji. Wypatrzył wtedy Jadwigę Łuszkowską  i związał się z nią na długie lata doczekując się nawet z tego związku nieślubnego syna, Władysława Konstantego, hrabiego de Vasenau. Z resztą nie był to jedyny bękart Władysława, gdyż ze związków z licznymi, w trakcie swojego życia, kochankami, miał kilku nieślubnych potomków lub córek. Francuski poseł Karol Ogier był pod wrażeniem Łuszkowskiej, stąd pisał o niej „bardzo piękna (…) wielkiego również pełna uroku, ciemnych oczach, włosach i gładkiej ogromnie i świeżej cerze”. Król starał się nie rozstawać z Jadwigą. Woził ją ze sobą po kraju, obsypywał prezentami, zabierał na Zamek królewski, chętnie pokazywał się publicznie. Jadwiga była na tyle ważna dla Władysława, iż otrzymała nawet straż dla własnego bezpieczeństwa. Z otoczenia monarchy wypchnięta została dopiero przez jego pierwszą legalną żonę Cecylię Renatę, która zażądała od męża usunięcia Łuszkowskiej z dworu. Władca polski spełnił tą prośbę, ale nie zerwał ze swoją nałożnicą całkiem związku. Wydał ją bowiem za dawnego dworzanina Jana Wypyskiego, któremu nadał w dzierżawę ulubione starostwo mereckie, dokąd w późniejszych latach często przyjeżdżał na polowania. Gdy już znudziła się Władysławowi Jadwiga poznawał kolejne mieszczki, Szycikową z Wilna czy Salamonównę z Grodna, czym udowadniał, że serce nie sługa i na stan pochodzenia nie patrzy.

Niezwykle ciekawym aspektem życia Władysława były różne dziwne zachowania, którymi obdarzał zarówno bliższe, jak i dalsze, swoje otoczenie. Nie raz wywoływało to zdziwienie czy nawet konsternację, pomijając, iż w ogóle  nie wypadało władcy dużego, bądź co bądź ważnego europejskiego państwa, tak cudacznie i nieodpowiedzialnie zachowywać się, jak to robił Władysław. Przede wszystkim był wyjątkowo rozrzutny, co całkowicie kolidowało z rozległymi planami politycznymi króla na zrealizowanie których potrzebował gigantycznych środków finansowych. Po części wynikało to z niesłychanie wesołego trybu życia, bardzo rozrywkowego, wypełnionego ucztami zakrapianymi obficie alkoholem. Do tego pełno tańców, śpiewów i muzyki oraz drogich kochanek, polowań czy koni. Z tych powodów dochodziło do sytuacji, że skarbiec królewski nie tylko był pusty, ale ponadto obciążony kolosalnymi długami (nawet 4,5 mln zł !!!) przez co na dworze królewskim brakowało na tradycyjne ulubione potrawy i Władysław stołował się w najtańszy sposób, a jego dworzanie przymusowo na mieście. Władca zapożyczał się, gdzie popadnie byle tylko uzyskać potrzebne kwoty na realizację planów politycznych, bądź własne wydatki osobiste. Żadnej skruchy, aby w lepszy sposób poprawić swoją ekonomiczną sytuację, lepiej gospodarować się i oszczędniej, rezygnując z pewnych przyjemności. W efekcie Władysław zapożyczał się u mieszczan z Gdańska (Hewla, Jakobsona), Torunia czy Warszawy, a także u bliskich magnatów (podskarbi koronny Jan Mikołaj Daniłowicz) lub szlachty. Z opresji finansowej wyratowali króla posłowie i senatorowie litując się nad nim w latach 40. XVII wieku poprzez uchwalenie, z zastrzeżeniem, że nigdy więcej tego nie zrobią, dodatkowych podatków na uregulowanie długów królewskich. Takie rozrzutne i nie odpowiedzialne zachowanie nie dodawało splendoru monarchii, a nawet wystawiało króla na szwank i śmieszność poddanych lub innych władców europejskich (co nie znaczy, iż sami nie mieli niekiedy podobnych problemów). Brakowało jedynie żeby jeszcze pożyczał Władysław od chłopów pańszczyźnianych produkty na swój stół monarszy. Swoją drogą król miał całkiem dobre kontakty z niższymi warstwami społecznymi. Nuncjusz apostolski donosił, iż „zaraz po obiedzie jedzie na polowanie i nie ma wstrętu wstępować do chat wieśniaków”. To była niecodzienna postawa w tamtym okresie, gdyż na ogół unikano spoufalania się z chamami, jak określano nie szlachtę w Rzeczypospolitej. Dla Władysława jednak takie zachowanie nie było niczym wyjątkowym. Dość chętnie wchodził w relacje z niższymi w hierarchii społecznej od siebie  i nie widział w tym nic zdrożnego. Chłopów bronił przed nadużyciami ze strony starostów. Nie gardził także mieszczaństwem (z mieszczkami miał nawet romanse), podobnie jak żołnierzami, czy zwykłymi ubogimi ludźmi.

Z tymi relacjami wiąże się kolejna niezbyt chlubna cecha króla. Wsłuchując się w prośby poddanych, często, aby zjednać sobie tych ludzi, przyobiecywał coś, nie realizując tego następnie. Świadczyło to o przewrotności charakteru. Wielu było jednak urzeczonych takim sposobem bycia władcy, czyli lekkim, nie sztywnym, bezceremonialnym. Wspomniany nuncjusz Visconti podawał, iż „posiadał [król] w wysokim stopniu nie wiem, czy sztukę zadziwiającą, czy czar przyrodzony jednania sobie umysłów. Ci nawet, co go znają, nie mogą uniknąć sideł tej czarującej wymowy, co, co go zrazu ze wstrętem lub uprzedzeniem słuchają, odchodzą ujęciu i przekonani”. Również inni posłowie zagraniczni byli pod wrażeniem zachowania Władysława. Oceniając je jednak z pozycji króla, należy podkreślić, że nie wszystkie postępowania czy cechy charakteru były rzeczywiście dobre. Dla przykładu, to, że władca „nie ma zwyczaju urażać się o niewinne żarty, które z innymi królami albo nie są udane, albo się kończą na rozbiciu niejednej ważnej sprawy o nieostrożne wymówione słówko”, nie było godne pochwały ani podziwu. Skutkowało bowiem rozpasaniem się szlachty i magnaterii w wypowiedziach, które trąciły chamstwem, czy brakiem szacunku dla monarchy. Stąd z ust jednego z senatorów padło powątpiewanie czy Władysław będzie w stanie podołać małżeńskim obowiązkom z młodszą partnerką (ostatecznie niedoszłą żoną palatynówną), a innym razem wprost głoszono, że zbytnia otyłość uniemożliwi mu sex z Ludwiką Marią Gonzagą (jego druga żona), która na marginesie sama miała swoje kilogramy w chwili zawierania ślubu z władcą z dynastii Wazów. W temacie zbędnych kilogramów nuncjusz Visconti podawał, iż przez nie „niknął owe wdzięki, które dawniej były jego ozdobą, ściągały na niego oczy i ujmowały mu serca”.

Jak spontaniczny w swoich zachowaniach był Władysław doświadczyła nawet Cecylia Renata. Przejeżdżając przez Polskę po raz pierwszy, zatrzymała się w starym zamku biskupów krakowskich w Iłży. Król, jak to często miał w zwyczaju, wpadł na nietuzinkowy pomysł wyjazdu incognito na spotkanie wybranki, którą znał tylko z portretu. Nie rozpoznany, Władysław zbliżył się do Austriaczki i uścisnął jej mocno rękę przy powitaniu. Wprawiło to Cecylię Renatę w osłupienie, aż zwróciła się do towarzyszącej jej w podróży arcyksiężniczki Klaudii „czyliż naprawdę wszyscy oni (tj. szlachta) uważają się za równych cesarskiego domowi i pozwalają sobie na taką poufałość?”. Jeszcze większe było jej zdziwienie, gdy Klaudia, znająca króla, odpowiedziała, iż to właśnie Władysław IV Waza.

Wzorem swojego ojca Zygmunta III, Władysław interesował się szeroko rozumianą kulturą i sztuką. Interesowały go malarstwo i rzeźba. W obu tych dziedzinach był mecenasem, nigdy nie żałującym grosza (choć tego zawsze mu brakowało). Chętnie skupował obrazy w całej Europie, a następnie sprowadzał je na dwór, dzięki czemu do Polski trafiły dzieła takich mistrzów jak Rubens, Guido Renie, czy twórców flamandzkich. Ponadto sam monarcha zlecał namalowanie dzieł o interesującej go tematyce poszczególnym mistrzom przebywającym w Rzeczypospolitej. Należeli do nich Dolabella, Bartłomiej Strobiel, Chrystian Melich, Piotr Danckers de Rij, Wilhelm Hondius i inni.

Władysławowe zainteresowanie rzeźbą widoczne było przede wszystkim wystawieniem kolumny Zygmunta w Warszawie. Na swój sposób monarchę fascynowała architektura, co wyrażało się podejmowaniem przez niego budowy lub rozbudowy budynków. Na czoło tych osiągnięć budowlanych wysuwa się, przez naśladowanie ojca, rozbudowa Zamku Królewskiego, który przed ślubem z Cecylią Renatą przeszedł gruntowną odnowę połączoną z niewielka przeróbką. Oprócz tego drugi Waza na tronie polsko-litewskim wzniósł Pałac Kazimierzowski w Warszawie oraz dokończył budowę Pałacu Ujazdowskiego, natomiast w Wilnie także dokończył pracę kaplicy Kazimierzowskiej.

Sporo miejsca w zainteresowaniach Władysława zajmował teatr, podobnie z resztą znów jak u jego ojca. Największą jednak pasją życia króla była opera. Z muzyką zetknął się Władysław już w dzieciństwie, ale dopiero z czasem opera stała się jego największą namiętnością. W XVII w. opera dopiero zdobywała popularność w Europie, ale akurat Polska dzięki zainteresowaniom tegoż monarchy, była jednym z krajów europejskich w którym najwcześniej podbiła serca. Spory wpływ na rozwój zainteresowań Władysława miała jego peregrynacja. Odbył ją do krajów Europy Zachodniej w latach 1624-1625. Przebywając wtedy we Florencji władze miejskie zadedykowały ówczesnemu królewiczowi operę Franciszka Cacciniego pt. „Uwolnienie Ruggiera z wyspy Alcyny”. Władysławowi nieznana rozrywka tak się spodobała, że jeszcze za życia ojca sprowadził do Polski trupę włoskich artystów, która w 1628 roku wystawiła pierwszą operę nad Wisłą pt. „Galatea” Santa Orlandiego. Podstawy opery oddziedziczył Władysław po Zygmuncie III w postaci chóru i orkiestry. Po przejęciu władzy od razu poczynił jednak pewne ruchy w kierunku tego, aby stale wystawiać w Rzeczypospolitej operę włoską. W tym celu zespół został powiększony o zdolnych kompozytorów, śpiewaków sprowadzonych aż z Włoch oraz nowego kapelmistrza Marco Scacchiego o pensji przeszło 500 zł rocznie. W sumie król utrzymywał ponad 300 osób z zespołu. Jego zaangażowanie było widoczne nie tylko w kwestii organizacyjnej zespołu, ale nawet od strony technicznej poświęcał wiele czasu na dekorację, oświetlenie, stroje, skład zespołu na poszczególne spektakle. Widzowie chwalili zwłaszcza efekty pirotechniczne, zionące ogniem potwory i lucyfery, ogniste ptaki oraz burze z błyskawicami. Efektem tych pracy było 12 przedstawień, z czego aż 10 premier w latach 1635-1648 o tytułach: „Izyda”, „Dafne”, „Porwanie Heleny”, „Św. Cecylia”, „Narcyz”, „Artemida”, „Eneasz”, „Afromeda”, „Zaślubiny Amora i Psyche”, „Cyrce nawiedzona”. Jeśli do tego dodamy balety i komedie dell’arte to należy podkreślić, iż władca jako „dyrektor” teatru królewskiego odegrał ogromną rolę w rozwoju opery włoskiej w wydaniu polskim. Podczas oper prezentowano treści religijne, mitologiczne, romantyczne, a nawet polityczne mówiące o zamierzeniach królewskich. Bez wątpienia Władysław IV był największym melomanem na tronie polskim oraz największym popularyzatorem muzyki wśród magnatów, którzy pod jego wpływem zakładali na swoich dworach zespoły muzyczne. Trud zarządzania operą opłacił się i został Władysławowi wynagrodzony w postaci przyjęcia się zwyczaju za czasów jego panowania łączenia sesji zimowych ze spektaklem teatralnym.

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.