Stare przysłowie mówi „jeśli wlazłeś między wrony musisz krakać tak jak one”. Trudno się z tym nie zgodzić. Dokończenie tej mądrości jest niezwykle proste. Jeśli natomiast nie będziesz krakał tak jak one, to musisz się liczyć z tym, że zostaniesz wyrzucony z gniazda przez czujące się zagrożone czarne ptaszyska wspomniane wrony. I z tym również trudno się nie zgodzić. Takie jest życie obecnie, ale takie także ono było w XVI wieku, gdy na tron Rzeczypospolitej wstępował młody, 22-letni król pochodzący z Francji, bogatego, nowoczesnego i katolickiego kraju. Władca ten od początku nie krakał jak nasze wpływowe i majętne elity-wrony. Przyzwyczajony do innego sposobu rządzenia państwem, do innego spędzania czasu wolnego na „egzotyczne”, nazwijmy w ten sposób, rozrywki nie znane, bądź nie popularne w państwie polsko-litewskim. Henryk Walezy, bo o nim w tej pracy mowa, od początku czuł się nie swojo w nowej ojczyźnie. Na najzdolniejszego czy najbystrzejszego monarchę raczej się nie zapowiadał, ale raz jeden doświadczył przebłysku geniuszu. Miało to miejsce, gdy po śmierci swojego królewskiego brata we Francji, porzucił tron Rzeczypospolitej. Uniknął tym samym bowiem owego wyrzucenia z gniazda przez czarne wrony z którymi od chwili objęcia „władzy” nie zgadzał się i przede wszystkim nie rozumiał.
Panowanie Henryka Walezego w Rzeczpospolitej dla wielu przedstawicieli szlachty i magnaterii, a tym bardziej dla niższych warstw społecznych, jak mieszczaństwo i chłopi, było wielkim szokiem. Wpływ na to miały specyficzne gusta i zwyczaje Francuza, które różnie oceniali jemu współcześni, chociaż przeważnie niezwykle negatywnie. Czasem pojawiały się jednak różnice w ocenie postępowania Francuza. Największą z nich stanowił jego stosunek do posiedzeń parlamentu polsko-litewskiego. W relacji weneckiego posła Hieronima Lippomano król wykazywał się niezwykłą cierpliwością wobec przydługich i często bardzo nudnych wypowiedzi parlamentarzystów, które w dodatku rozumiał jedynie dzięki tłumaczom. Poseł podawał w swojej relacji dot. Polski z roku 1575, iż Henryk „jest tyle cierpliwy, ile być może nie powinien Król, ale każda prywatna osoba, czego dał niezaprzeczalne dowody nie tylko dawniejszych życia swego przypadkach, ale i tu w czasie trzechmiesięcznego sejmu, na którym ciągle bywając i słuchając długich mów swoich poddanych, czasem bardzo nudnych, a które tylko przez tłumaczów mógł zrozumieć, zadziwił samych Polaków swą cierpliwością. Przy stole i w łóżku nawet zajmował się sprawami Rzeczypospolitej, i o niczym nie myślał jeno jakby im dogodzić”. Lippomano przedstawił w tej relacji nad wyraz pozytywną opinię o królu Henryku. Tak wyrozumiała ocena jego „poświęcenia” dla nowej ojczyzny kłóci się całkiem z innymi przekazami zachowanymi z tego okresu. Jeden z posłów na sejm z czasów panowania Walezego, Świętosław z Borzejowic Orzelski, wyraził o nim znacznie mniej pochlebną opinię, iż „Król, choć co dzień bywał na posiedzeniach Senatu, siedział na nich jakby niemy, bo oprócz ojczystego języka, nie znał innego, wyjąwszy trochę i to dość źle po włosku”. W jeszcze innych wypowiedziach wprost określano Walezego jako uchylającego się od wypełniania obowiązku monarszego polegającego na przewodzeniu obradom. Pod lada pozorem wychodził z sali. Ponadto, co jeszcze gorsze, Francuz chętnie lubił zasymulować chorobę, byle tylko uniknąć obecności na posiedzeniach sejmu, bądź senatu i pozostać w łóżku. Oczywiście czasu tego nie spędzał na kurowaniu się, lecz kurwieniu się, bowiem współcześni zarzucali mu ciągłą obecność pań w jego komnatach. Akurat dla Walezego choroba była świetną okazją do uchylenia się od obowiązku bycia na posiedzeniach parlamentu, ale już np. Władysław IV Waza nawet w złym stanie zdrowia uczestniczył w obradach wniesiony na salę w lektyce. Niestety, co król to obyczaj.
Oczywiście gusta i zwyczaje Henryka wpływały niekorzystnie na jego zaangażowanie w obrady parlamentu. Każdemu w Rzeczypospolitej trudno byłoby sumiennie wypełniać obowiązki monarsze jeśli zwyczajem takiej osoby było spędzanie wszystkich nocy bezsennie na graniu w karty i innych różnych rozrywkach, zwłaszcza w towarzystwie kobiet.
Oprócz tego bumelowania, związaną z częstą nieobecnością króla w posiedzeniach parlamentu, Henryk był przyzwyczajony do innego modelu sprawowania władzy, wyniesionego jeszcze z Francji. Nad Sekwaną władcy spędzali czas wypełniając obowiązki w towarzystwie najbliższego grona doradców, współpracowników, przyjaciół z lat młodości czy od kieliszka lub miłostek. Natomiast nad Wisłą rządy królów polegały na długotrwałych, żmudnych i często niezwykle nudnych obradach z posłami i senatorami. Nie akceptując takiego modelu władzy Walezy zamykał się w swoich komnatach na długie godziny, podczas których umilał sobie czas jedynie w towarzystwie własnych francuskich ziomków. „Towarzystwa z Polakami nie cierpiał i dopuszczał do siebie tylko nielicznych – podawał wspomniany Świętosław z Borzejowic Orzelski – Senatorowie byli przezeń tak poniewierani, że musieli czekać przed drzwiami, podczas, gdy Król rozpustował w pokojach ze swemi Francuzami, a często się zdarzało, że nie dopuszczono ich wcale”. Tego typu rozrywki jak karty czy rozpusta z paniami zajmowały mu najwięcej czasu, przez co nie znajdował go prawie wcale na sprawy państwowe, zwłaszcza, że decyzje nie były podejmowane zdecydowanie w jednej chwili, a wypracowywane w dużo większym gronie posłów i senatorów. Musiało to wpływać konfliktogennie na relacje z przedstawicielami ziem Rzeczypospolitej zasiadającymi w ławach parlamentarnych. „Raz – donosił Świetosław – Kanclerz Koronny, sędziwy starzec, został od odźwiernego Francuza szturchnięty pięścią, i nie bez zawstydzenia musiał uderzyć go nawzajem”.
Powróćmy do ulubionej rozrywki Walezego na którą nigdy nie żałował czasu. Były nią – co zostało już podane – wieczory spędzone na grze w karty lub kości. Mistrz karciany to z niego na pewno nie był, gdyż bardzo często przegrywał i to znaczne sumy, chociaż pojawiały się też głosy, iż przegrane nie wynikały ze słabych umiejętności Francuza. Oddajmy głos Świetosławowi na którego często powołuję się w niniejszym tekście. Poseł z Borzejowic donosił, że „Król, grając w kości, wiele złota przegrywał Francuzom i wnoszono potem, że czynił to umyślnie, i nie przegrywał, a tylko sztucznie przekazywał pieniądze w cudze ręce, aby je cichaczem z Polski wywiozły”.
Takie zachowanie najprawdopodobniej musiało mieć miejsce, gdyż wspominał o tym również cytowany na początku niniejszego tekstu poseł wenecki Hieronim Lippomano, który donosił, iż król „jest bardzo hojny z natury, czego dał także jawne dowody wracając do Francji, a jawniejsze jeszcze gdy jadąc do Polski można powiedzieć rozdał skarby książętom i księżniczkom niemieckim”. Hojność ta, rzeczywista lub powołując się na sugestię Świętosława, tylko sztuczna, biorąc po uwagę, że „u królów Francuskich niema zwyczaju rozdawać komukolwiek podarunki”, była niezwykle szkodliwa dla państwa polskiego. „Król rozdawał Francuzom wszystkie otrzymane dary, tak że nagromadzili i wywieźli wkrótce do Francji ogrom złota, srebra, drogich kamieni, i mnóstwo najśliczniejszych rasowych koni. Polakom zaś Król tak bez miary szafował majątki w Polsce i na Litwie, że stracił wszystkie pieniądze, które jeszcze pozostały po śmierci Zygmunta Augusta, rozdał więcej niż pozwalała kwota wszystkich dochodów państwa i powiększył jeszcze długi”. Takie prowadzenie się Walezego skutkowało tym, że „Król wracał do pałacu i żądał obiadu, nie znajdował ognia na kuchni, ani stołu zastawionego, dla braku pieniędzy, a częścią przez bezrząd”.
Na tym jednak nie koniec dziwactw młodego Francuza. Król tak dużo przywiózł ze sobą szokujących „egzotycznych nowości”, iż raziło to opinię publiczną Rzeczypospolitej do żywego. Kolczyków w uszach, nowego specyficznego tańca pod względem erotycznym (wolta), gry w piłkę, strojów czy zbyt obcesowego zachowania dworzan Walezego nie mogło zmazać nawet manifestowanie przez niego pobożności, czy picie polskiego – jak szlachta – piwa, chociaż i tak wiedziano doskonale, że za nim nie przepadał. Podobnie łagodność, uprzejmość czy wyjątkowo piękne dłonie, jak na mężczyznę, również nie zjednywały mu stronników wśród szlachty i magnaterii.
W zasadzie nie może dziwić, iż Henryka bardziej pociągały rozrywki niż rządy w Polsce. W końcu przybył nad Wisłę w wieku 22 lat. Dla konserwatywnej opinii publicznej w Rzeczypospolitej wyczyny Francuza były ekscesami ponad ogólnie przyjęte normy. Polowania były drobnym występkiem z jakim nie mogło sobie poradzić wielu władców na krakowskim tronie długo przed nim. Bodaj największym z gustujących w uganianiu się po lasach za zwierzyną łowną był Władysław Jagiełło, ale sprawne rządy pozwoliły mu udobruchać szlachtę. Nie same polowania Henryka stanowił więc problem, gdyż to było w ostateczności do akceptacji, natomiast kwestią podnoszoną przez szlachtę, było pojawianie się w ich trakcie nagich dziewcząt. Identyczna sytuacja dotyczyła uczt, które w wykonaniu szlachty wyglądały jeszcze bardziej tłusto i obficie niż na posiłkach Francuzów. Gdy jednak król do obiadu spraszał nagie towarzyszki, szlachta reagowała oburzeniem na takie łamanie wszelkich norm i obyczajów. Może nawet pojedynczy kolczyk przeżyłaby szlachta, ale nie podwójne w każdym uchu i do tego z wisiorkami, a wszystko to w oprawie oparów perfum, grubo nałożonego makijażu i obficie obwieszonym biżuterią ciele. To bowiem skreślało całkowicie w oczach elit polsko-litewskich elekcyjnego francuskiego władcę Henryka Walezego.
Komentarze